Takie historie zdarzały się każdego dnia, ale jedna miała na mnie wyjątkowy wpływ, pamiętam ją ze szczegółami.
Opiekunki ze żłobka zadzwoniły do nas, bo jakiś mężczyzna przyprowadził kompletnie pijaną matkę, żeby odebrała dziecko. Mamę odwieźliśmy do izby wytrzeźwień, dziewczynkę do komisariatu. Od dzielnicowego dowiedzieliśmy się, że w tej rodzinie jest jeszcze pięcioletni synek. Pojechaliśmy do ich domu, żeby zobaczyć, czy ktoś się nim opiekuje. Chłopczyk był sam, czekał na mamę i siostrę. Tata był w więzieniu. Nie można było dziecka tak zostawić. Zanim wyszliśmy, pogasił światła, odprowadził psa do sąsiadów, pozakręcał krany.
System był taki, że dziewczynkę musieliśmy umieścić w Domu Małego Dziecka, bo tam trafiały maluchy przed skończeniem trzeciego roku życia, a chłopca - w pogotowiu opiekuńczym. Poprosił, żeby najpierw odwieźć siostrę, on ją wprowadzi do sali, położy w łóżku i powie jej, że niedługo wróci, wtedy mała nie będzie płakała. Pamiętam poczucie bezradności, które mnie wtedy ogarnęło”.
Zachęcamy do przeczytania rozmowy z Katarzyną Kowalską opublikowanej na Weekend Gazeta.pl. Mimo że tekst sprzed kilku lat, to wciąż bardzo aktualny, bo cały czas w Polsce dzieci są zaniedbywane, bite, głodzone i molestowane przez swoich biologicznych rodziców. I dlatego tak ważne jest szkolenie kolejnych osób gotowych opiekować się dziećmi po przejściach.
Jeśli mieszkasz w Łodzi i chcesz tak jak pani Katarzyna stworzyć dom dla dzieci z bagażem trudnych doświadczeń, to napisz do nas na Fb lub zadzwoń pod numer 506 980 979.
Cały tekst na: