- Kiedy ojciec był na głodzie alkoholowym i stawał się jeszcze bardziej agresywny, Krzyś wiedział, jak temu zaradzić. Wychodził z domu i żebrał, żeby tata mógł się napić i uspokoić - opowiada Iwona Karaś, dyrektorka ośrodka, w rozmowie z Blanką Rogowską z łódzkiej „Wyborczej”.
W ośrodku na Bałutach mieszkała również 5-letnia Monika, która „dostawała lanie za płacz, nawet ten cichutki, rozlany sok, bezsenność, ślad paluszków na lustrze”. Pracownicom ośrodka tłumaczyła, w domu bili ją, „bo była niedobrą dziewuchą”.
Ośrodek to dla wielu dzieci i ich mam ratunek przed najgorszym: przed kolejnymi ciosami, lękiem, myślami samobójczymi i walką o przetrwanie każdego następnego dnia. Osoby dotknięte przemocą domową mogą tu zostać przez 3 miesiące. W tym czasie dostają wsparcie prawników, psychologów i terapeutów.
Mieszkające tu dzieci są zwykle przeraźliwie smutne i milczące. Niektóre bywają agresywne, a inne niepokojąco grzeczne. Każde z nich skrywa w sobie pamięć o rzeczach, o których wolałoby zapomnieć. Każde z nich chce poczuć się bezpiecznie.
Stąd pomysł na stworzenie Magicznego Ogrodu Sowy. Koordynatorką akcji jest Anna Januszkiewicz z Rotary Klub Łódź Centrum. Możesz wesprzeć tę inicjatywę, wpłacając pieniądze na zbiórkę lub przekazać potrzebne materiały (kamienie rzeczne, rośliny) i sprzęty dla dzieci. To ważne, bo na razie przed budynkiem czeka na nie zwykłe podwórko, które po deszczach zamienia się w szare rozlewisko.
Cały tekst o dzieciach z ośrodka:
https://lodz.wyborcza.pl/.../7,35136,26935552,przemoc....
Link do zrzutki: