W takich rozmowach powtarzamy, że - owszem - piecza zastępcza jest z założenia czymś tymczasowym. Bo ma pomóc dziecku, gdy jego rodzina jest w kryzysie. Bo ma zastąpić jego rodzinę biologiczną do czasu pokonania kryzysu lub uregulowania sytuacji prawnej dziecka i znalezienia dla niego rodziców adopcyjnych.
Ale od razu też dodajemy, że ta tymczasowość może trwać od kilku miesięcy do kilkunastu, a nawet ponad 20 lat. Jeśli dziecko mieszka w rodzinie zastępczej od 5. roku życia do momentu usamodzielnienia, to słowo „tymczasowość” już nie jest na miejscu. Bo dziecko ma prawo czuć się zakotwiczone w tej rodzinie. Ma prawo wiedzieć, że może zostać w nowym domu aż do dorosłości.
Tak więc w założeniu rodziny zastępcze są domami przejściowymi. I rzeczywiście tak to wygląda zwykle w pogotowiach rodzinnych. Dzieci, które trafiają tam z interwencji, zwykle prosto z pogotowi idą do adopcji, wracają do rodziców lub - jeśli obie opcje są „niedostępne” - przeprowadzają się do rodzin zastępczych pełniących tę rolę długoterminowo (w przeciwieństwie do pogotowi).
Praktyka pokazuje, że w przypadku rodzin zastępczych innych niż pogotowia należałoby mówić raczej o trwałości i stałości. Kiedy dzieci zostają w rodzinie już na zawsze? Statystyki wyraźnie pokazują, że tak dzieje się wtedy, gdy są chore, niepełnosprawne lub zaburzone. Bardzo trudno jest znaleźć w Polsce rodzinę adopcyjną dla dziecka z zespołem Downa lub inną chorobą genetyczną, z karłowatością, porażeniem mózgowym, pełnoobjawowym FASD, wadami wzroku, słuchu, serca, wodogłowiem czy zaburzeniami więzi. Co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Ale zdarza się rzadko. Dla tych dzieci właściwie jedyną szansą na życie poza placówką pozostają rodziny zastępcze. Gdy dzieci z niepełnosprawnością, zaburzeniem, ciężką lub przewlekłą chorobą trafiają do rodzin zastępczych, to jest to zwykle ich docelowy dom.
Druga sytuacji dotyczy dzieci, o których często mówi się, że są „za stare” na adopcję. Nie ma w naszym kraju zbyt wielu kandydatów adopcyjnych gotowych przysposobić dzieci powyżej 10. roku życia. Podobnie jak w przypadku licznych rodzeństw, często z dużą różnicą wieku pomiędzy najmłodszym a najstarszym dzieckiem. Znalezienie rodziny adopcyjnej dla 5-osobowego rodzeństwa (a takie również mieszkają w łódzkich domach dziecka) byłoby cudem. Tym dzieciom nie jest w stanie pomóc już nawet zwykła rodzina zastępcza. Dla nich ratunkiem są rodzinne domy dziecka wychowujące od 4 do 8 dzieci.
A jeśli te czynniki (choroba/niepełnosprawność, wiek i liczne rodzeństwo) połączymy ze sobą, to o adopcji trudno już w ogóle wspominać. I wtedy znów wracamy do jedynej nadziei: do rodzicielstwa zastępczego.
Zdarza się jednak, że dziecko zostaje w rodzinie i nie jest kierowane do adopcji także z innych powodów. Czasami wystarczy rudy kolor włosów, by chętnych na adopcję nie było. Albo brak zgody ze strony dziecka nastoletniego. Albo relacja, jaką nawiązali z dzieckiem jego rodzice zastępczy i świadomość, że wyrwanie go z rodziny, w której już zdążyło zapuścić korzenie, byłoby dla niego traumą, a pozostawienie go tam jest najlepszym, co możemy dla niego zrobić.
W Łodzi mamy wiele rodzin zastępczych, które wychowują „swoje” dzieci od lat 5, 10, a nawet prawie 20. Niektóre z nich mówią wprost o miłości i o tym, że pokochały te dzieci jak własne. Nie na chwilę, nie tymczasowo, tylko już na zawsze.
Jeśli myślisz o rodzicielstwie zastępczym i masz wątpliwości, czy udźwigniesz jego „tymczasowość”, to napisz do nas i zostaw swój numer telefonu.
Zdj. unsplash