Minął już ponad rok, od kiedy dzieci zamieszkały razem z nią. - Dla mnie to była ogromna zmiana. Przez całe dorosłe życie byłam odpowiedzialna za siebie i za zwierzaki domowe. A tu nagle dwie małe dziewczynki. Początki były trudne. Czułam się tak zmęczona i zajęta, że nawet nie zauważyłam kryzysu, choć pojawiły się jego oznaki. Panika, zmęczenie, frustracja. Wszystko to trochę mnie przytłoczyło. Bałam się zadzwonić do swojego PCPR-u i poprosić o wsparcie. Myślałam, że powiedzą, że sobie nie radzę. Na szczęście mogłam liczyć na bliskich – wspomina.
Nie tylko jej było trudno. Dla dziewczynek też zmienił się cały świat, który znały. - Na początku były takie trochę wypłoszone i często budziły się w nocy, więc naszykowałam im duże łóżko, żeby mogły spać razem. Poznawanie się zajęło nam kilka miesięcy. Ale bardzo się jako rodzina zgraliśmy, a one wszystkim przypadły do serducha. Moi rodzice i mój brat są na każde ich zawołanie. I jeszcze siostra z siostrzenicą. Bo dziewczynki są tak słodziutkie, że nie da się ich nie kochać. Wszyscy je uwielbiamy. Są takie superkochane. Gaduły nieprzeciętne. Jak się budzą, to już są wszędzie. Naprawdę świetnie się dopasowałyśmy – opowiada.
Niedawno badania wykazały, że obie siostry mają pFAS. – Nas ta diagnoza nie przeraziła. Widzimy przecież, jak pięknie się rozwijają. Są bardzo pozytywnie nastawione do świata i do siebie nawzajem. Ich siostrzana miłość aż chwyta za serce – mówi.
Młodsza pannica jest jak tajfun. A starsza to urodzona młoda dama. Uwielbia buty i biżuterię. Jak idą do sklepu, to chcą kupować prezenty dla całej rodziny. Dla dziadka – narzędzia w Pepco, a dla siostry pani Oli – sukienki i pierścionki. A jak się już pięknie wystroją, to mogą robić to, co lubią najbardziej: szaleć na huśtawkach, tańczyć i chodzić z kuzynem na jagody.
Początkowo pani Ola była dla nich ciocią. Ale z czasem stała się mamą, bo tak zaczęły do niej mówić. – Pamiętam jak podczas drugiej rozmowy powiedziała mi pani, że dziewczynki mają piękne oryginalne imiona. Akurat byłam w pracy, więc stojąc na korytarzu, zanotowałam je na jakiejś karteluszce. To już wtedy czułam, że to są moje dzieci, choć jeszcze nikomu się do tego nie przyznałam.
W tym roku sytuacja prawna dzieci została uregulowana, a pani Ola przygotowuje się do
adopcji swoich roztańczonych gaduł. Pani Olu, dziękujemy!
*Imię i niektóre szczegóły zostały zmienione.
Zdj. unsplash